Artur Jurek

Najważniejsze to „chcieć pomóc samemu sobie”

Artur Jurek związany jest z Lubartowem, kontakt: lp.pw@keruj-rutra

W szkole podstawowej chodziłem do klasy o profilu sportowym. Nie trenowałem konkretnej dyscypliny sportu, mieliśmy zajęcia z różnych gier zespołowych i lekkoatletyki. Po szkole, jak każdy młody chłopak aktywnie spędzałem czas wolny.  W 1995 roku, kiedy miałem już 18 lat, podczas wakacji na przełomie III i IV klasy technikum spędzanych nad jeziorem, skoczyłem do wody na tzw. „główkę” i doznałem uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym. Konsekwencją urazu był paraliż nóg oraz niedowład rąk. Od tamtego czasu zmuszony jestem do poruszania się na wózku inwalidzkim. To zdarzenie całkowicie odmieniło moje życie…  Kiedy  w klinice wraz z rodzicami uświadomieni zostaliśmy o konsekwencjach urazu i  dalszych rokowaniach  natychmiast rozpoczęła się moja rehabilitacja. W szpitalu spędziłem cztery miesiące. W tym czasie moi rodzice rozpoczęli  regulować  sprawy związane z dalszą nauką. Dwa tygodnie po wyjściu ze szpitala wróciłem do szkoły. Wprawdzie miałem nauczanie indywidualne, ale na terenie szkoły, a nie w domu. Była to bardzo dobra decyzja, ponieważ pozwoliło mi to na kontakt z rówieśnikami i łatwiejszą rehabilitację społeczną. Prawdopodobnie uchroniło mnie to przed depresją,  tak częstą w takich przypadkach. Dzięki aktywności nie miałem czasu na użalanie się nad sobą.
Ogromne wsparcie ze strony rodziców, a dodatkowo Fundacji Aktywnej Rehabilitacji z Warszawy i członków Stowarzyszenia Grupa Aktywnej Rehabilitacji z Lublina pozwoliło mi w miarę łagodnie przeżyć ten najtrudniejszy okres w moim dotychczasowym życiu. Ludzie, którzy mi pomagali byli najbardziej profesjonalnymi rehabilitantami, ponieważ są to osoby niepełnosprawne, które przeżyły to samo co ja i doskonale potrafiły mnie zrozumieć.Aktywna rehabilitacja diametralnie różni się od rehabilitacji medycznej, gdyż oparta jest o wzorce osobowe innych „wózkowiczów” oraz nauce czynności, które pomagają radzić sobie w życiu możliwie samodzielnie. Mimo dużych dysfunkcji, także kończyn górnych, nauczyłem się sprawnie poruszać na aktywnym wózku inwalidzkim, pokonywać przeszkody architektoniczne w terenie oraz wykonywać czynności samoobsługowe (spożywanie posiłków, mycie się, ubieranie, przesiadanie się z wózka na łóżko itd.). Ponieważ jeszcze przed urazem udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy, po usprawnieniu się mogłem bez większych problemów powrócić do prowadzenia samochodu, co jeszcze bardziej zwiększyło moją aktywność i niezależność.Uzyskany stopień samodzielności sprawia, że teraz ja często jestem wzorem dla innych wózkowiczów, którzy dopiero zaczynają uczyć się „nowego życia”. Swoją wiedzę i doświadczenie przekazuję między innymi podczas obozów aktywnej rehabilitacji, które dosłownie uczą życia na wózku. Bardzo ważna w całym procesie rehabilitacji jest pomoc najbliższych i przyjaciół. Najważniejsza jest jednak chcieć pomóc samemu sobie.
Będąc już osobą z niepełnosprawnością ukończyłem technikum, a następnie studia na Politechnice Lubelskiej na Wydziale Inżynierii Budowlanej i Sanitarnej. Jeszcze w czasie studiów podjąłem pracę zawodową w jednym z lubartowskich przedszkoli, gdzie do dziś wykonuję czynności związane z obsługą kancelarii. Cały czas zajmuje się także aktywną rehabilitacją. Jako instruktor prowadzę zajęcia usprawniające i sportowe dla osób poruszających się na wózku inwalidzkim. Swoją wiedzą i doświadczeniem dzielę się również z rodzinami osób niepełnosprawnych oraz z osobami pomagającym osobom o ograniczonej sprawności, ale także ze studentami uczącymi się na kierunkach związanych z rehabilitacją. Od wielu lat jestem przewodniczącym Stowarzyszenia Grupy Aktywnej Rehabilitacji Rekryteringsgruppen – Region Lubelski. W uznaniu za aktywną działalność społeczną i zaangażowanie na rzecz rozwoju i upowszechniania sportu oraz kultury fizycznej wśród osób niepełnosprawnych zostałem uhonorowany między innymi Medalem Prezydenta Miasta Lublin i Brązową Odznaką „Za Zasługi dla Sportu” przyznawaną przez Ministra do Spraw Sportu i Kultury Fizycznej.
Po urazie, dzięki aktywnej rehabilitacji, której idea zakłada rehabilitację poprzez sport, miałem okazję poznać wiele dyscyplin. Pływałem, grałem w tenisa, strzelałem z łuku, próbowałem sił w szermierce czy żeglarstwie,  startowałem w wyścigach na wózkach, nawigacyjnych rajdach samochodowych, a nawet latałem na motolotni. Ciągle brakowało mi jednak czegoś. Dopiero kiedy spotkałem się z rugby na wózkach odnalazłem to czego szukałem. Teraz jest to moja pasja. Bardzo dużo czasu jej poświęcam. Interesuje się wszystkimi co związane z tym sportem.Rugby na wózkach jest dyscypliną dla osób z niepełnosprawnością narządu ruchu, które mają między innymi jakąś niesprawność w obrębie przynajmniej jednej ręki (nie koniecznie na co dzień muszą poruszać się na wózku). Zasady gry zaczerpnięte są z rugby, ale też z innych gier zespołowych, takich jak piłka koszowa czy hokej. Każdy z zespołów składa się z czterech zawodników grających w składzie podstawowym oraz zawodników rezerwowych wchodzących na zmiany. Ilość zmian w czasie meczu jest dowolna, ale każda zmiana musi być dopuszczona przez sędziego. Mecz składa się z kwart, które trwają po 8 minut efektywnej gry. W sumie - z przerwami - spotkanie trwa ponad godzinę. Podobnie jak np. w piłce koszykowej jest ograniczony czas na wyprowadzenie piłki z własnej polowy i przeprowadzenie całej akcji. Punkt zdobywa drużyna, której zawodnik z piłką  przekroczy wyznaczoną słupkami ośmiometrową linię bramkową przeciwnika. Wygrywa zespół, który zdobędzie więcej punktów. Ze względu na niemal nieograniczony kontakt wózków, zawodnicy poruszają się na specjalnie zaprojektowanych, wzmocnionych wózkach. Pomimo kontaktowości, zawodnicy są bezpieczni, a wszelki kontakt cielesny jest niedozwolony i traktowany jako faul karany stratą piłki lub minutowym wykluczeniem z gry.Obecnie w Polsce jest  piętnaście zespołów, w których trenuje około 200 zawodników. W każdym sezonie prowadzone są rozgrywki ligowe, turniej o Puchar Ligi oraz kilka turniejów pozaligowych organizowanych przez drużyny. Pomimo tego, że mamy własną reprezentację, która uczestniczy w zawodach międzynarodowych, brakuje nam prawnego umocowania w strukturach sportowych, jakim byłby Polski Związek Rugby na Wózkach. Jest to nasza bolączka, ale myślę, że z biegiem czasu zostanie to uregulowane.Zespół z Lublina powstał w 2006 roku. Jego nazwa brzmi „Brave Snails”, co w tłumaczeniu oznacza „Waleczne Ślimaki”. Obecnie liczy kilkunastu zawodników systematycznie uczęszczających na treningi, które odbywają się w każdy piątek, w godzinach od 18.30 do 20.00 w hali Akademii Medycznej przy ulicy Chodźki w Lublinie. Chętnych, którzy chcą aktywnie spędzić czas serdecznie zapraszamy do udziału w naszych treningach. Do udziału zapraszamy także osoby sprawne. Mogą one pomagać przy organizacji treningów, czy – po przeszkoleniu – zostać sędziami. Więcej informacji o drużynie i rugby można znaleźć na naszej stronie: www.bravesnails.lublin.pl
Dzięki aktywności  poprawiłem swoją sprawność fizyczną i zacząłem myśleć inaczej. Choć świadomy jestem swoich ograniczeń, staram się żyć jak osoba sprawna. Spotykam się ze znajomymi, chodzę po zakupy, na imprezy kulturalne czy sportowe. W czasie sprzyjających warunków atmosferycznych  dużo jeżdżę na wózku dla przyjemności - spaceruje. Wiem, że najważniejsze, to chcieć pomóc samemu sobie.

Kliknij w miniaturę, aby otworzyć zdjęcie w pełnym rozmiarze