Trafiła do mnie osoba poruszająca się na wózku i zaczęła mnie „rzeźbić” bym w końcu zaczął coś robić, a przede wszystkim zmienił swoją pozycję życiową…
Wiesław Olechowski związany jest z Lublinem, kontakt: lp.norfe@keiseiw
Urodziłem się w 1964 r. Podstawowe wykształcenie uzyskałem w Szkole Podstawowej nr 11 w Lublinie. W trakcie nauki w szkole podstawowej uczęszczałem do klasy sportowej o profilu – piłka nożna, byłem zawodnikiem klubu piłkarskiego „RKS Motor Lublin”, naszym trenerem był Grzegorz Budzyński. Jako dziesięciolatek uprawiałem przez dwa lata gimnastykę sportową. Natomiast będąc w 6 klasie szkoły podstawowej uczęszczałem do osiedlowej modelarni. Wykonywałem modele żaglowe zdalnie sterowane, które mogły pływać. Zresztą pod patronatem LOK (Ligi Ochrony Kraju) uczestniczyłem w zawodach – regatach robionych przez siebie modeli żaglowych; uczestnicząc wielokrotnie w zawodach w randze Mistrzostw Polski. Po ukończeniu szkoły podstawowej, jako jeden z najlepszych uczniów, udało mi się zdać egzamin do bardzo prestiżowej szkoły – Technikum Samochodowe w Lublinie.
Pomimo uprawianego sportu, pociągała mnie motoryzacja i stąd wybór szkoły. Będąc w 1 klasie Technikum zakupiłem swój pierwszy motocykl marki Panonia, który wymagał całkowitej odbudowy. Po tym motocyklu były następne, Junak, WSK, SHL, Jawa Velorex. Wymagały one także odbudowy. Między czasie mając doświadczenie z modelarni, zacząłem robić rzeczy z laminatu, w szczególności kaski motocyklowe i różnego rodzaju galanterię do motocykli.Lata 80-te, lata próby przemian w Naszym kraju (powstanie Solidarności, Stan Wojenny) miały na mnie też nie lada wpływ. Razem z kolegami angażowaliśmy się w nielegalne, jak to twierdziła „władza” działania. Za takie postępowanie miałem być usunięty ze szkoły i skierowany do czynnej służby wojskowej. Zaraz po ukończeniu 18 lat skierowano mnie na komisję wojskową i przyznano kategorię „A”.
Moją aktywność życiową oraz pasję do motocykli przerwał wypadek, któremu uległem (w grudniu 1982 roku) mając prawie 19 lat. Walka o życie, długi pobyt w szpitalu, brak jakichkolwiek informacji od lekarzy o rokowaniach na przyszłość, całkowita niemoc, spowodowana nie tylko porażeniem czterokończynowym na wskutek uszkodzenia rdzenia kręgowego w odcinku szyjnym na poziomie neurologicznym D5-6 i poziomie kostnym C4-7 ale i również stanem psychicznym. Brak odpowiedniej rehabilitacji i opieki psychologa jeszcze bardziej pogłębiał mój stan psychiczny. Działania, które utrzymują mnie „przy życiu” to nieustanny kontakt z rodziną oraz z bliskimi i kolegami. Pomimo znacznej odległości do szpitala w Konstancinie k. Warszawy kontakt ten jest bardzo częsty. Po 6 miesiącach w szpitalu przewieziony zostałem do domu, bo rodzice nie zgodzili się by mnie oddać do domu opieki. Mnie nikt o nic nie pytał i ja o niczym nie decydowałem. W trakcie pobytu w domu rodzice wypełniają zalecenia lekarzy, tj.: karmić, myć, zmieniać pozycję leżenia, jeżeli to możliwe to co 2 godziny. I tak moje życie toczy się przez kilka lat. Najbliżsi chcąc przerwać ten stan rzeczy, przyprowadzają do domu różnych medyków, znachorów i tego typu ludzi. Wożony jestem po całej Polsce do ludzi, którzy rzekomo mogą mi pomóc. Nikt nie skupia się nad tym co mi pozostało po uszkodzeniu rdzenia, tylko nad tym by przywrócić mnie do stanu sprzed uszkodzenia. Jak dobrze pamiętam to 1987 roku lekarz w Warszawie powiedział mi, że uszkodzony jest rdzeń kręgowy i jest to stan nieodwracalny a medycyna na świecie jest w takich przypadkach bezsilna i trzeba zacząć funkcjonować w stanie w takim jakim się jest.
Za niezbyt odległy okres czasu trafiła do mnie osoba poruszająca się na wózku i zaczęło mnie „rzeźbić” bym w końcu zaczął coś robić, a przede wszystkim zmienił swoją pozycję życiową i z obecnej leżącej przeszedł do siedzącej. Zawierzyłem mu, no i się zaczęło inne życie. Powrót do szkoły, matura, powrót do sportu. Starty w Mistrzostwach Polski, medale. Coraz większa aktywność i uniezależnienie się od pomocy osób trzecich. W 1990 roku miałem okazję uczestniczyć w obozie Aktywnej Rehabilitacji, co było całkowitym przełomem w moim życiu na wózku. Zacząłem, żyć tak jakbym nie był niepełnosprawnym, bo tak właściwie to nim nie jestem. Ja tylko nie mogę chodzić i wykonywać niektórych czynności, niepełnosprawne jest społeczeństwo, bo ono mnie skutecznie ogranicza. W dalszej kolejności lata poświęcone działaniu na rzecz osób z uszkodzeniem rdzenia kręgowego w Stowarzyszeniu Grupa Aktywnej Rehabilitacji, które z osobami znajomymi założyliśmy.W latach 2000 ograniczyłem dzielność w Stowarzyszeniu. Podjąłem naukę na UMCS Lublin na Wydziale Prawa. Między czasie zostałem Sędziom Społecznym w Sądzie Okręgowym w Lublinie w 4 Wydziale Karnym. Obecnie pracownik Europejskiej Fundacji Osób Niepełnosprawnych „EFRON”, członek Wojewódzkiej Komisji d.s. Orzekania o Zdarzeniach w Lublinie Medycznych.Jeśli chodzi ogólnie o wykształcenie to aktualnie jestem absolwentem Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublin, Wydział Prawa i Administracji na kierunku Prawo (magister prawa), skończyłem również Studium Ekonomiczne – kierunek Rachunki i Finanse, Liceum Ogólnokształcące a przed wypadkiem byłem uczniem Technikum Samochodowego w Lublinie.
Moja pasja motoryzacją sprzed wypadku nie minęła. Motocykle dalej mi się bardzo podobają, myślę, że nabędę sobie coś unikatowego by cieszyło oko. Pomimo znacznemu ograniczeniu poruszania się, prowadzenie samochodu nie sprawia mi problemów, dlatego rozwój pasji motoryzacyjnej ukierunkował się na pojazdy samochodowe. Kolekcjonuje auta z lat 80-tych, 70-tych i starsze. Ot takie sobie hobby.